Film był dobry, ale nie do końca ta rola LL, którego non-stop gryzie sumienie zupełnie nie przypadła mi do gustu. Spacey i Freeman zagrali tak jak to potrafią, nie wycisnęli z siebie siódmych potów, bo nie było aż takiej potrzeby. No cóż robią takie filmy, aby się zachwycać mega produkcjami.